Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi miok z miasteczka . Mam przejechane ponad 20000km (15913.58 opisane na bikestats, w tym 2767.60 w terenie) .

Jeżdżę ze śmieszną prędkością 17.58 km/h i się wcale nie chwalę.


baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy miok.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
170.01 km 21.00 km teren
09:30 h 17.90 km/h:
Maks. pr.:42.60 km/h
Temperatura:
Podjazdy:409 m

W centrum burzy i nowy rekord:), podsumowanie (4/4)

Piątek, 6 sierpnia 2010 · dodano: 14.08.2010 | Komentarze 0

Ostatni dzień wyjazdu w Góry Świętokrzyskie, pora wracać do domu.

Rano nawet mój rower był zmęczony

W sklepie po zobaczeniu warzyw czuję że tego właśnie mi brakuje - pomidorka, cebulki... ale nie ma czasu, bo musimy cały czas do przodu
Wyraźnie czuć że wracamy na płaskie, ale zmęczenie poprzednich dni nie odpuszcza, tak samo Radek i Ola (spore zaskoczenie dla mnie, jak jedząc tak mało, można mieć siłę na jazdę i to tylko na DWÓCH przełożeniach szosowych)


Improwizacja
Od początku dnia wiedziałem że muszę się jakoś oderwać. Dobra okazja pojawiła się na obiadkowej przerwie. Robię foto mapy, od Radka dostaję kompas.
Radek z Olą jadą dalej sami, a ja śpię jeszcze trochę i swoim leniwym tempem ruszam przed siebie.

Znowu poczułem wolność i "powrót do korzeni", czyli jazda w takim samym stylu jak zaczynałem przygodę z rowerem -> jedna wielka improwizacja.
Jechałem przed siebie, mniej więcej na północny-zachód, bez używania mapy, która tylko OGRANICZA w wyborze drogi, przynajmniej w skali 1:200k. Pytałem się ludzi o drogę, albo wybierałem tę która bardziej się podoba;p

Wracały też wspomnienia, bardzo pozytywne, z mojej pierwszej wyprawy, również w Góry Świętokrzyskie. Minąłem wiele miejsc przez które wtedy przejeżdżaliśmy.

Burza

Gdzieś za Krzepczowem wybieram drogę za pomocą losowania, wskoczyło kilkanaście kilometrów w terenie.
<object width="425" height="350"><embed src="http://www.youtube.com/v/ZegrCsmP-uM" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object>
Oglądając krajobraz nie dało się przeoczyć nadchodzących ciemnych chmur. Śmiałem się że są daleko i zdążę dojechać do Pabianic.
Kilka sweet-foć i chmury razem z burzą są już nademną. Robi się ciemno, chłodno, zrywa czapkę z głowy.

Przyspieszam do 30km/h i mknę w nadziej że zdążę. Chwilę potem jadę prawie jak pod wodą:) przed sobą ledwo co widzę, skręcam na chwilę na główną drogę i zaraz potem gdzieś w lewo, na Czarny Las (nie wiem co to, ale podobała mi się nazwa).
Pioruny trzaskają obok mnie, dzieli mnie 6-9 sekund od pioruna do grzmotu.

Postanawiam się gdzieś ukryć, ale nie ma gdzie. Na szczęście przypominam sobie co czytałem miesiąc temu:
pioruny lubią samotne obiekty, jeszcze lepiej jak są wysokie:)

Wyłączam telefon, zresztą zamókł, i chowam się na kuckach wśród małych drzewek, po przeciwnej stronie drogi był wysoki las, który powinien mieć pierwszeństwo w oberwaniu. Bałem się:)

Po 20minutach trochę się uspokaja i postanawiam jechać dalej. Podczas zdejmowania kurtki wylewam całą zawartość kaptura na plecy. Brrr.... dużo tego było. Zmieniam koszulkę na długi rękaw.
Kurtka RainCut sprawdziła się akceptowalnie, nie jest to wysoki poziom jak mój Berghaus, ale za tą wagę mogę wybaczyć.
Mokrych spodni nie miałem na co zmienić, żeby docieplić kolana, już sine od zimna zakładam Radkowe nogawki:] Drugi raz się upiekło z jedną parą spodni, ale to chyba głupota i niebezpiecznie.

Trafiam na miejscowość Zwierzyniec, potem przecinam jakąś główną drogę i dalej w las


Telefon zalany, przyciski nie chodzą, a aparat przestaje pracować:(

Na 130km podejmuję decyzję że dobiję do poprzedniego rekordu 164km. Do ostatnich chwil wahałem się czy nie pojechać 200km, ale mokra wkładka, nogi i serducho upominały się do domu.

Sandały
To był mój 5? 6? wyjazd z sakwami tylko w sandałach. Jesienią był może lekki hardcore, ale przynajmniej nie miałem mokrych stóp po deszczu, a w lato super sprawa (ideał napewno nie, bo brak ochrony przed mrówkami/komarami, przy mocniejszym słońcu skóra się nagrzewa)

Podsumowanie
Mimo cięższych warunków niż ostatnia wyprawa, tym razem jechało mi się trochę lepiej. Prawdopodobne przyczyny:
* silniejszy zespół (?)
* prawie normalne żywienie, choć zabrakło warzyw
* wcześniejsze wstawanie -> można obniżyć tempo (tutaj teoretycznie, bo i tak było wysokie)
* trochę lżej się spakowałem
* forma:) ? nieeee

Błędy jakie popełniłem, może jechałoby się lepiej:
* nie wymieniłem opon na slicki
* niskie ciśnienie w oponach, 2,5 BAR zamiast 6
* wziąłem za duże sakwy, nieadekwatnie do tego co wiozłem
* brak kasku -> bariera psychiczna na zjeździe w terenie

Żałuję, że czasy świetności minęły, czyli jak miałem 17-18lat:). Nie było wtedy dla mnie żadnych barier, niewiele się męczyłem.

Radek zaplanował trasę jak dla jakichś robocopów, podołałem ale kosztem bólu i zmęczenia organizmu. Jazda prawie na granicy.
Dla mnie nie było za przyjemnie, z drugiej strony podejrzewam że dla nich czekanie na mnie za podjazdami też.

Tego dnia było lżej, bo nie musiałem już wozić Radka rzeczy i jedzenia:)
Do zapamiętania->lżejsze karimata Multimat Adventure

Parzniewiczki - Bogdanow - Stradzew - Budków - Krzepczów - Zwierzyniec (las) - Dłutów - Ślądkowice - Róża - Pabianice


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa naspe
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]